.:gry:.

 

Call of Duty stanowi klasę samą w sobie. Grę, którą trudno porównywać z innymi strzelankami pokroju Quake’a, Dooma czy F.E.A.R.-a dlatego, iż głównym jej celem jest zaaplikowanie graczowi adrenaliny w czystej postaci i danie mu sposobności doświadczenia jak najprawdziwszej wojny. Dostajemy więc do ręki najprawdziwiej zachowujące się bronie, historyczne maszyny, za których sterami możemy zasiąść, realistycznie zachowujących się przeciwników oraz garść uproszczeń, by szary, nie posiadający wojskowego przeszkolenia gracz, był w stanie chwilę w tym piekle przeżyć. To zaś, jakie przeżycia staną się jego udziałem, doskonale zależy od wybranego stopnia trudności – grę można przejść niczym Rambo, eksterminując przeciwników z uniesionym czołem, a można i kulić się za każdym załomem w strachu przed byle kulką gotową odebrać życie. Jest to gra, w którą absolutnie każdy gracz powinien zagrać. Dynamiczne strzelanki z fabułą osadzoną w realiach II Wojny Światowej od kilku lat cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Wirtualne pole bitwy aktualnie okupowane jest przez trzy różne serie. Mamy wydawany przez koncern Electronic Arts Medal of Honor, znienawidzonych przez jednych, a uwielbianych przez drugich Brothers in Arms, a także zaprojektowany przez zespół doświadczonych programistów Call of Duty. Poprzednia część tej ostatniej gry została przyjęta nadzwyczaj dobrze. Producenci wykorzystali wiele patentów znanych z innych pozycji gatunku, wprowadzili też szereg nowych elementów, dzięki którym omawiana produkcja mogła nas niejednokrotnie zaskoczyć. Wydany jakiś czas później dodatek United Offensive nie był już niestety zbyt odkrywczy. Odnoszę wrażenie, iż ucieszył on w głównej mierze miłośników sieciowych potyczek, gdyż kampania singleplayer była wyjątkowo krótka, a na dodatek przepełniono ją denerwującymi ograniczeniami. Wydanie pełnoprawnego sequela było jednak czymś oczywistym. Finalny produkt, który przyszło mi zrecenzować z całą pewnością nikogo nie powali już na kolana. Mogę jednak stwierdzić, iż mamy do czynienia z nadzwyczaj udaną strzelanką, która powinna zainteresować osoby o różnych typach upodobań. Przesuń się kolego... ja tu strzelam, a nie zwiedzam. Zacznijmy może od singleplayera, gdyż to właśnie na nim większość polskich graczy najprawdopodobniej skupi swoją całą uwagę. Recenzowany sequel oferuje trzy zasadnicze kampanie, podzielone na dziesięć mniej lub bardziej rozbudowanych rozdziałów. W skład każdego z nich wchodzi zazwyczaj od dwóch do pięciu misji. Kolejne etapy są najczęściej w bezpośredni sposób ze sobą powiązane. Przykładowo, w pierwszej misji danego rozdziału możemy jedynie próbować dotrzeć do ważniejszej lokacji, a dopiero podczas rozgrywania następnego poziomu brać udział we właściwych walkach. Odnoszę wrażenie, iż osoby zainteresowane tym konkretnym elementem rozgrywki powinny być usatysfakcjonowane. Podobnie jak wcześniej, przed każdym etapem możemy przeczytać krótki wstęp. W zależności od rodzaju rozgrywanej misji mogą to być luźne przemyślenia aktualnie sterowanej postaci, bądź też informacje w bezpośredni sposób powiązane z ładowaną przez grę misją.